piątek, 13 maja 2016

Zapraszam!

Wraz z Black. zapraszam na naszego bloga!
Może zwariowałyśmy, ale to nic. 
Ja ją do tego namówiłam i myślę, że powinno wyjść dobrze. 
Najwyżej się pokłócimy. 

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział III - Jest tylko jedna rzecz, która sprawia, że osiądnięcie celu staje się niemożliwe: strach przed porażką.

   
 Rozdział jest dedykowany niejakiej Black.!!!!
Specjalnie zmieniłam jedną scenę dla Ciebie. Masz to za ten Twój szantaż!
Pamiętaj - Nienawidzę Cię :*

      Gdyby jeszcze kilka tygodni temu ktoś powiedział jej, że powoli będzie szła w kierunku szczęścia, wyśmiałaby go. Wybuchłaby mu śmiechem prosto w twarz i kazałaby mu iść do jakiegoś specjalisty. A teraz? Teraz sama nie wierzy w to, że zdołała dojść tak daleko. Owszem łapał ją stan melancholii i wieczorny płacz, który kończył się telefonem do przyjaciółki, ale wtedy zamykała się w swoim pokoiku i nie wychodziła. Nie chciała się pokazywać w takim stanie. Wychodziła tylko tyle, żeby umyć się i czasami coś przegryźć. Piotr próbował do niej w każdy sposób dotrzeć, ale Aurelia nie dawała mu szans. Z jednej strony chciała wszystko z siebie wyrzucić, a z drugiej bała się mu zaufać. Czy go unikała? Niby jak? Nawet jakby chciała, to nie miała jak. Mieszkali praktycznie razem, pracowali w jednej drużynie. Lubi go, nie powie, że nie, bo musiałaby skłamać, ale nic więcej jeśli chodzi o jakieś wyznanie przeszłości. Kolega do rozmów, chyba tak może go nazwać. W pracy idzie jej świetnie, czuje się w niej jak ryba w wodzie. Dziwne, prawda? Pomaga ludziom z różnymi problemami, a sama sobie nie umie pomóc. Co prawda nie miała jeszcze dużo takich spotkań z zawodnikami, w sumie były tylko trzy. Raz odwiedził ją Krzysiek, aby pogadać i to nawet nie można było zaliczyć do pracy, bo rozmawiali o całkowicie czymś innym. Przy Ignaczaku nie umiała się nie uśmiechnąć, chyba tylko on jedyny potrafił w jakikolwiek sposób do niej dotrzeć. Drugie spotkanie odbyło się z Thomasem i to bardziej dotyczyło jej zawodu. Przyszedł do niej z problemem za klimatyzowania się. Amerykanin uważał, że reszta kolegów go nie akceptuje. Miał tylko jednego przyjaciela Russela. Trzecie i w sumie one też się nie zalicza, bo przyszedł do niej Nowakowski.
       Miała dzisiaj piękny dzień, można powiedzieć, że wstała z łózka prawą nogą. Humor jej dopisywał przez połowę dnia i nie przeszło to uwadze kolegom z pracy. Pytali się co jest powodem, aż takiego humoru Aurelii, ale ta tylko uśmiechała się i odpowiadała, że tak po prostu się uśmiecha.
      Szatynka wychodziła już z gabinetu, kończąc swoją pracę na dziś. Chciała jeszcze złapać Piotra i pogadać z nim chwilę, bo miała ważną sprawę. Miała te szczęście, bo siatkarze wychodzili z szatni, a miała to nieszczęście, gdyż wpadła na jednego z nich.
     - Przepraszam. Strasznie dzisiaj zamyślona jestem. - powiedziała rozbawiona i spojrzała w górę, aby rozpoznać ścianę, na którą wpadła. Na twarzy Aureli pojawiło się zakłopotanie, a rozbawiony wzrok został przygaszony przez niechęć, zawiść.
     - Mam nadzieję, że tylko ja zaprzątam Twoje myśli. - Bartosz uśmiechnął się czarująco do szatynki, jednak ta odwróciła wzrok i złapała się za ramiona.
     - Jak to mówią, nadzieja matką głupich. - Waszkiewicz uśmiechnęła się sztucznie do towarzysza naprzeciwko, po czym nie czekając na odpowiedź, wyminęła go jednym ruchem. Szybkim krokiem dogoniła Piotra, który minął ich kilka sekund temu. Zrównała z nim krok, złapała go pod rękę i uśmiechnęła się miło. Nowakowski spojrzał na swoją współlokatorkę podejrzliwym wzrokiem, po czym odsunął się na małą odległość w bok.
     - Co chcesz? - przymrużył oczy i uśmiechnął się zabawnie. Aurelia spojrzała jeszcze za siebie, na Bartka, po czym swój wzrok przeniosła na współlokatora.
     - A czy ja muszę coś chcieć? - zapytała radośnie, ciągnąc blondyna w stronę swojego samochodu.  Przycisnęła na kluczyku guzik, a samochód piknął dwa razy i zamrugał światłami. - Chcesz poprowadzić? - szatynka wystawiła rękę z kluczykiem w stronę Nowakowskiego ze szczerym uśmiechem.
     - Przepraszam, co?! - pisnął zdziwiony i szybko chwycił kluczyk, myśląc, że dziewczyna się zaraz rozmyśli - Elka, co się dzisiaj z Tobą dzieję? - zapytał uradowany.
     - No wiesz, taki dzisiaj mam dzień dobroci dla zwierząt. - otworzyła drzwi od strony pasażera z chytrym uśmieszkiem. Piotr pokiwał głową na boki i wsiadł do samochodu. Wyregulował sobie fotel, gdyż miał za mało miejsca, po czym spojrzał na fotel obok.
     -  To gdzie mam Cię zawieść? - westchnął rozbawiony i odpalił auto. Waszkiewicz zachichotała pod nosem, widząc w oczach fascynację Piotra. Z cichym westchnieniem opadła na oparcie fotela i chwyciła telefon.
     - Na Dworzec główny. - odpowiedziała uradowana. Blondyn wyprostował się na siedzeniu i spojrzał zdziwiony na szatynkę obok.
     - Wyjeżdżasz gdzieś? - wycofał zręcznie do tyłu i przycisnął kilka razy klakson, aby chłopacy zeszli mu z drogi. Gdy za drugim razem nie zadziałało Nowakowski otworzył szybę i krzyknął do Bartosza oraz Krzysia, że mają zejść.
     - A gdzie Ci się tak śpieszy? - atakujący obrócił się przodem do samochodu. Szczękę zbierał z jezdni, a oczy wyszły mu z orbit. - Piter nie chwaliłeś się, że to Twój! - pisnął zachwycony i znalazł się szybko przy lewej szybie samochodu. Krzysztof zaśmiał się w głos, życząc przyjaciołom miłego popołudnia i udał się do swojego auta.
     - Bo to nie jego. Piotr możemy nie tracić czasu? - odezwała się szatynka z głębi samochodu. Zapatrzona była w telefon lub udawała zainteresowanie urządzeniem. Bartosz wyprostował się szybko na te słowa i z lekko podniesionym ciśnieniem pożegnał się ze znajomymi, po czym udał się do swojego pojazdu.
     - Wiesz, że właśnie uraziłaś jego ego? - zapytał rozbawiony blondyn, zamykając szybę. Aurelia uśmiechnęła się nikle do swojego smartfona. W sumie na tym jej zależało, chciała, aby Kurek dał jej już święty spokój. - Ten uśmiech wyjaśnia wszystko. - rzekł, zerkając na dziewczynę. Pomiędzy nimi zapanowała cisza, którą przerywał od czasu do czasu dźwięk przychodzącej wiadomości do szatynki. Piotr chcąc się czegokolwiek dowiedzieć, musiał zacząć rozmowę. - To jak wyjeżdżasz gdzieś? - zapytał od niechcenia i skręcił w prawo, uważnie patrząc na drogę. Aurelia podniosła wzrok z nad ekranu telefonu i przygryzła lekko wargę. Zachichotała, gdy Nowakowski zmarszczył dziwacznie brwi.
     - A coś Ty taki ciekawy? Hmm? - odłożyła urządzenie do torebki, a tą rzuciła na tylne siedzenia samochodu.
     - A nie uczyli Cię, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie? - odpowiedział śmiesznym głosem, czym spowodował niehamowany śmiech z piersi Aurelii. Pokiwała głowa na boki z uśmiechem na twarzy, nie wierząc w to, że przed chwilą Piotrek ją rozśmieszył. Sam Nowakowski uśmiechnął się triumfalnie pod nosem. - A więc?
     - A więc...
     - Nie zaczyna się zdania od "a więc" - przerwał rozbawiony i zatrzymał auto, gdyż zapaliło się czerwone światło.
     - Przestań! - szatynka uderzyła siatkarza pięścią w ramię, po czym skrzyżowała ręce na piersiach i odwróciła głowę w stronę szyby. Próbowała się nie uśmiechnąć, co jej dobrze wychodziło, a włosy, którymi mogła ten uśmiech ukryć, jej w tym tylko pomagały.
     - Nie no, nie mów, że się obraziłaś. - blondyn zaśmiał się i ruszył po woli. Aurelia uśmiechnęła się pod nosem i jeszcze bardziej obróciła głowę w prawą stronę, gdy siatkarz trącił ją łokciem w ramię. - No ej, Elka! - powiedział rozbawiony.
     - Co Elka, co Elka. - zaśmiała się w głos, gdyż już nie mogła wytrzymać dłużej. - Lepiej się na jezdni skup. - dogryzła mu i włączyła radio. Blondyn pokiwał ze głową ze śmiechem, pierwszy raz widzi Aurelie w takim stanie i ma nadzieję, że długo tak zostanie.
      Za szybą zauważyła wielki budynek dworca głównego, a jej twarz rozjaśnił wesoły uśmiech. Piotr kantem oka zauważył rekcję współlokatorki.
     - Wiesz, że jeszcze mi nie odpowiedziałaś na pytanie? - odezwał się, gdy Aurelia chciała już wychodzić z samochodu.
     - No nie wyjeżdżam. - zaśmiała się - Odwiedza mnie pewna osoba. - nikły uśmiech ozdobił jej twarz. - Idziesz ze mną? - zapytała, stojąc już na chodniku. Schyliła się i przez otwarte drzwi wsadziła głowę do środka.
     - W sumie mogę iść. - odpowiedział nie śmiało blondyn i wygramolił się z auta. Samochód pisnął dwa razy, gdy siatkarz przycisnął guziczek na kluczyku. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy ludzie patrzyli na niego z zazdrością w oczach. Aurelia za to w duchu płakała ze śmiechu ze swojego współlokatora, nie miała nawet pojęcia ile dała mu szczęścia tą przejażdżką. Szli rozmawiając i śmiejąc się z różnych rzeczy.
     - No to jest peron 4. - mruknęła pod nosem szatynka i okręciła się dookoła szukając przyjaciółki.
     - Tu nikogo nie ma. - spostrzegł nagle Piotr i usiadł na małej, niebieskiej ławeczce. - Może jeszcze pociąg nie przyjechał. - dodał, gdy widział zdezorientowaną minę współlokatorki.
     - Przyjechał, tylko jak zawsze Mela mnie nie posłuchała. - powiedziała z cichym westchnięciem i zaczęła klepać się po spodniach w poszukiwaniu telefonu. - Kurczę, zostawiłam telefon w samochodzie. - padła obok siatkarza i spojrzała na niego prosząco. Blondyn pokiwał głową ze śmiechem i z kieszeni bluzy wyciągnął swojego smartfona. Podał go dziewczynie.
     - Mela? Kto to? - zapytał rozglądając się dookoła.
     - Moja przyjaciółka. - szatynka odpowiedziała, wystukując ciąg dziewięciu cyfr na klawiaturze komórki. - Umówiłyśmy się, że miała czekać na mnie na peronie, ale... Hallo Mela? - wstała, gdy usłyszała głos przyjaciółki. - No gdzie ty jesteś?
     - Za Tobą! - obok nich stanęła wysoka blondynka. Piotr szybko podniósł się do pozy stojącej, a Aurelia energicznie obróciła się w stronę Amelii.
     - Mela! - szatynka rzuciła się na przyjaciółkę - Tęskniłam za Tobą. - wyszeptała Nurkowskiej na ucho, tuląc ją do siebie z całej siły. Amelia z uśmiechem na twarzy pogłaskała Aurelię po plecach, on też tęskniła, a rozmowy przez telefon nie dawały jej tyle samo, co rozmowa w cztery oczy.
      Siatkarz odchrząknął cicho, czym przykuł spojrzenie swojej współlokatorki. Szatynka oderwała się od blondynki i starła z policzka łzę. Uśmiechnęła się szeroko na widok miny przyjaciółki.
     - A kim jest ten wielkolud? - Nurkowska wyszeptała w stronę Aureli uśmiechając się do nieznajomego. Chłopak jednak usłyszał zdanie wypowiedziane o nim i zrobił krok do przodu.
     - Piotr. - podał rękę blondynce i uśmiechnął się szarmancko. Na twarzy Amielii pojawił się szeroki i szczery uśmiech.
     - To Ty jesteś tym współlokatorem. - powiedziała rozbawiona - Dużo o Tobie słyszałam. - dodała i puściła oczko do stojącej obok niej szatynki.
     - Mam nadzieję, że tylko te dobre rzeczy. - chłopak podzielił jej dobry humor i chwycił bagaż nowo poznanej znajomej - Rozumiem, że zatrzymasz się u nas na kilka dni? - zapytał zaciekawiony. Aurelia złapała przyjaciółkę pod rękę i w trójkę powoli zaczęli kierować się do samochodu szatynki.
     - Jeśli to nie będzie problem. - dodała szybko zawstydzona.
     - Jaki tam problem. - zaśmiał się - Im nas więcej tym weselej! -zawołał zadowolony z całej zaistniałej sytuacji.
      Cała trójka spędziła wyśmienite popołudnie. Piotr dotrzymywał przyjaciółką miłego towarzystwa, opowiadając różne anegdoty z zjazdów sportowych reprezentacji, czy też klubowych. Aurelia cieszyła się z przyjazdu przyjaciółki, jak dziecko. Tęskniła za nią, od lat były nierozłączne, a nagle teraz wszystko się zmieniło. Szatynka chciała wykorzystać ten czas, który jest niemiłosiernie szybki. Chciała nadrobić stracone dni, jak najlepiej. Nowakowski jeszcze jej w tym pomagał, utrzymując dobrą i wesołą atmosferę. Chyba powoli otwierała się na świat, choć czy można nazwać mieszkanie światem? Chyba bardziej będzie pasować, że otwiera się bardziej na siatkarza, chyba coraz bardziej mu zaczyn ufać, a sama z tego faktu jest zadowolona.

      Siedział na kanapie, tępo wpatrując się w ekran telewizora. Nie interesował go co róż zmieniający się obraz w prostokątnym pudle, nawet nie wiedział co oglądał. Myślami był całkowicie gdzie indziej. Powoli zaczął sobie uświadamiać, że jest sam jak palec. Wracał do pustego mieszkania, nikt na niego nie czekał z obiadem. Nikt nie rzuci mu się na szyję z uradowanym krzykiem, ani nikt nie przytuli się do niego, gdy przyjdzie zmęczony po treningu. Zaczął rozumieć wszystko, ale jednego nie mógł pojąć. Czemu jest sam? Przecież może mieć każdą. Fanki wieszają mu się na szyi, mówią mu jak bardzo go kochają, więc czemu nikogo nie ma? Kupię sobie psa. - pomyślał. Pokręcił głową na boki, nie nie jest sam. Ma przyjaciół, do których zawsze może zadzwonić. Chwycił, więc telefon i zamiast zadzwonić do Nowakowskiego, schował go do kieszeni, po czym wstał. Na przedpokoju spojrzał jeszcze w lustro, przeczesał palcami włosy i wtedy dopiero wyszedł z mieszkania, zamykając je za sobą na klucz.
      Czekał przed drzwiami, aż łaskawie Piotr otworzy mu drzwi. Nie zapowiadał się, chciał mu zrobić niespodziankę, ale nie wiedział jeszcze sam, że to był zły pomysł. W prawej dłoni trzymał reklamówkę z trunkiem i jakimiś przekąskami, a lewą zapukał jeszcze raz do drewnianych drzwi. Na pewno jest w domu, słyszał śmiechy, co oznaczało też, że nie jest sam. Po chwili jednak śmiech zasilał się coraz bardziej, a zaraz potem drzwi się otworzyły, a w nich stanął sam gospodarz.
     - O Bartuś! - zawołał rozweselony blondyn, ścierając łzę, która była spowodowana śmiechem. - Co Cię do mnie sprowadza?
     - Widzę, że trafiłem w dobrym momencie. - uśmiechnął się atakujący - Mam prowiant. - podniósł do góry reklamówkę i wyszczerzył się do przyjaciela - To jak wpuścisz mnie? - zapytał z nadzieją.
     - Pewnie. - Nowakowski zrobił przejście Kurkowi w drzwiach. Szatyn zdjął buty i przekazał gospodarzowi prowiant. - Idź do salonu, tam są dziewczyny, a ja zaniosę to do kuchni. - Piotr poinstruował przyjaciela.
     - Dziewczyny? Piter! - atakujący dźgnął przyjaciela łokciem.
     - Co? - zaśmiał się - Spokojnie, nie napalaj się tak. - odpowiedział blondyn i wszedł do kuchni. Bartosz pokręcił głową, wchodząc za środkowym. Z oddali, było słychać rozmowę dziewczyn i po głosie, każdy kto znał Aurelię mógł wywnioskować, że należy on do niej. Kurek zły jeszcze tą sytuacja po treningową, stanął w progu i spojrzał na szatynkę. Aurelia też nie była jego widokiem zachwycona. Spojrzała na Piotra z zapytaniem w oczach. Nowakowski za blatu kuchni wzruszył tylko ramionami i dokańczał rozpakowanie. Amelia zdezorientowana całą sytuacją, po czym wstała z wstydliwym uśmiechem. Znała Kurka, kto by go nie znał! Podeszła do przybyłego gościa i wyciągnęła do niego rękę.
     - Amielia. - powiedziała cicho. Siatkarz szybko zmienił wyraz twarzy na sam dźwięk głosu blondynki. Uśmiechnął się szeroko, po czym uścisnął lekko dłoń koleżanki.
     - Bartosz. - przedstawił się. Spojrzał za sylwetkę nowo poznanej dziewczyny na Aurelie wzrokiem pełnym zdziwienia. Szatynka zaś w myślach wyzywała Piotra za sprowadzanie Kurka do mieszkania. Nie miała najmniejszej ochoty widzieć, a co dopiero gadać. Ten człowiek działam jej na nerwu, jak inny i tylko on mógł doprowadzić ją do względnej irytacji samym spojrzeniem. Waszkiewicz wstała z kanapy, zabijając Nowakowskiego wzrokiem.
     - Nie będziemy Wam przeszkadzać. - powiedziała, będąc w kuchni. Chwyciła dwie szklanki i sok, po czym znalazła się kolo przyjaciółki.- Choć...
     - Nie, to ja Wam przeszkodziłem. - przerwał jej, drapiąc się po karku. Mimo, że zdenerwowała go po treningu, to i tak nie chciał tego po sobie pokazać. - Pójdę już. - powiedział po dłuższej chwili. Piotr, słysząc to wychylił się za wyspy kuchennej.
     - Nie przeszkadzasz. - zaśmiał się, żeby rozładować sytuację - Siadajcie i nie róbcie scen, przed koleżanką. - nakazał. Postawił na stole w salonie cztery szklanki i butelki piwa, a zaraz potem doniósł miski z przekąskami.
     - Właśnie! - zaśmiała się blondynka i rozsiadła się koło środkowego. Polubiła go, był cichy i spokojny lecz też umiał rozbawić towarzystwo. Aurelia wzięła głęboki wdech i usiadła obok przyjaciółki, zaś Bartek zajął fotel. - Piotr otworzysz? - Nurkowska podała siatkarzowi piwo.
      Atmosfera zaczynała się po kilku minutach rozluźnić, a przyczyna tego był duet Nowakowski&Nurkowska. Nie pozwolili na to, żeby zapadła cisza. Aurelia starała się ignorować Bartka i jego spojrzenie. Miała wrażenie, że atakujący cały czas ją obserwuje. Nie zależnie kiedy skierowała głowę w jego stronę, on szybko odwracał wzrok, żeby jej nie podpaść. Szatynka uważała Kurka za wyniosłego palanta, który świata poza sobą nie widzi. Miał dziwne odzywki i myślał, że może mieć wszystko. Nie lubi takich ludzi, a zwłaszcza w płci przeciwnej. Bartek też nie miał o Aurelii za dobrego zdania. Mówi o niej, że jest niemiła, arogancka. Udaje wielce pokrzywdzoną, a ma cudne auto, dostała prace tylko jak przyjechała do Rzeszowa. Oboje mieli wyrobione o sobie zdanie, choć nie poznali swoich historii przeszłości. Nie wiedzą co przeszło każde z nich, czemu zachowują się, tak jak się zachowują. "Nie ocenia się książki po okładce" tego powiedzenia, żadne z nich nie stosowało. Ale jak, można to stosować, jak człowiek odstrasza wszystkie swoim zachowanie na początku znajomości?
      Znudzona Aurelia przeprosiła wszystkich i wyszła na balkon złapać świeżego powietrza i uwolnić się od ciągłych śmiechów. To nie było dla niej, nie umiała udawać szczęśliwej. Oparła się rękoma o barierkę, spojrzenie zawiesiła gdzieś w dali. Niby wszystko szło po jej myśli, ale jednak brakowało jej czegoś. Czegoś co sprawiało, że nie była szczęśliwa. Owszem stan psychiczny jej się poprawił odkąd wyjechała z Wrocławia. Zrobiła dobry krok w przód, ale czy uda jej się zrobić następny, a potem kolejny, aż dojdzie to tego upragnionego szczęścia?
     - Nie jest Ci zimno? - wzdrygnęła przestraszona, kiedy usłyszała koło siebie męski głos. Obróciła lekko twarz w stronę Kurka. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się słabo. Nie miała nawet siły go zbywać.
     - Nie, jest dobrze. - odpowiedziała i z powrotem przerzuciła wzrok na krajobraz miejski - Długo już tu stoisz? - zapytała po chwili, nie wiedząc kiedy siatkarz pojawił się koło niej.
     - Dobre pięć minut. - zaśmiał się pod nosem. Szatynka pokiwała lekko głową i nic więcej już nie mówiła. Upajała się cisza, którą tak lubiła, a która nie raz doprowadzała ją do szału.
      Oboje stali nie ruszając się nawet na milimetr. Dziewczyna zaprzątana swoimi myślami, nie wiedziała kiedy zaczynało jej się robić zimno. Gęsia skórka powoli była widoczna na jej ramionach, a czerwone policzki od alkoholu były coraz bardziej widoczniejsze. Bartosz widząc to zdjął swoją bluzę i okrył ramiona szatynki. Aureli wzdrygnęła, gdy poczuła ciepły materiał. Spojrzała w stronę Kurka i podniosła lekko kąciki ust do góry, sama nie wie czemu zachowuje się teraz w stosunku co do siatkarza w ten sposób. Zganiała to wszystko na procenty we krwi. Atakujący odwzajemnił uśmiech i powrócił do poprzedniej pozy.
     - Nie chcesz może wrócić do środka? Zimno jest. - zapytał nieśmiało, on tez nie wiedział co się z nim dzieje.
     - Nie, jeszcze nie. - powiedziała cicho - Muszę trochę wyrzucić alkoholu z siebie. - przyznała. Okręciła się przodem do siatkarza i spojrzała mu w oczy, Bartek zrobił to samo. Stali tak dobrą chwile, patrząc na siebie. - Przepraszam za tą akcje z autem. - wyrwało się Waszkiewicz. Nie zdążyła pomyśleć co mówi. Kurek uśmiechnął się lekko pod nosem, odwracając wzrok w inna stronę. W głębi duszy cieszył się, ze przeprosiła, sam nie wie dlaczego. Ta dziewczyna w jakiś sposób go intrygowała. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, czy zrobić Waszkiewicz była już u wyjścia z balkonu. Z bluzą udała się do łazienki, aby wziąć prysznic. nie miała już ochoty siedzieć w salonie i udawać. Wolała iść spać, przeprosiła po drodze przyjaciółkę i wyjaśniła, że jest zmęczona. Zaraz po tym Kurek wyszedł z balkonu.
     - Ja będę już spadał. - powiedział atakujący, zbierając swoje rzeczy ze stołu - Miło było poznać. - uśmiechnął się do Amelii. Nowakowski z Nurkowska spojrzeli się równocześnie na siebie, nie wiedząc co zaszło na balkonie. - Do zobaczenia na treningu. - Bartosz pożegnał się z obydwoma i wyszedł z mieszkania, a Piotr nie zdążył nawet powiedzieć ani słowa.

~*~

Jestem! Żyję! 
Obiecałam Black., że rozdział ukaże się później niż zamierzałam i słowa dotrzymałam.
Miał się pojawić tydzień temu, lekkie opóźnienie.
Żale wylewać do tej osoby --> Black. 
Pozdrawiam wszystkich oprócz jej!
I'm dead.

środa, 27 stycznia 2016

Rozdział II - Nie lu­bie gdy wszys­tko układa się dob­rze, to znaczy, że coś la­da chwi­la się popsuje.

      Przebudziła się przed szósta i tak przewracając się z boku na bok próbowała dalej spać. Każda próba kończyła się fiaskiem, gdyż wczoraj położyła się wcześniej spać. Przetarła oczy i usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pokoju i uświadomiła sobie, że wszystko jak na razie idzie z godnie z planem. Wyniosła się z Wrocławia, znalazła mieszkanie. Nie przeszkadzało jej, że z kimś je dzieli. Najważniejszy jest dach pod głową. Przeciągnęła się dwa razy i wstała z łóżka. Nałożyła na siebie szlafrok, po czym udała się do kuchni. Wchodząc do niej ziewnęła przeciągle, chwyciła czajnik elektryczny i nalała do niego wodę. Pstryknęła guziczek, aby go włączyć, a zaraz po tym zaczęła buszować po szafkach w poszukiwaniu kawy i kubka.
     - Szafka nad zlewem. - podskoczyła przestraszona i odruchowo złapała się za serce, po czym drżącymi rękoma wyjęła z podanej szafki kawę, a z sąsiadującej kubek. Blondyn uśmiechnął się i sięgnął swoimi długimi rękoma jeszcze jeden kubek i postawił obok naczynia Aureli. Szatynka spojrzała na blondyna i wtedy zobaczyła, że chłopak jest w samych spodniach dresowych. Wzrok zatrzymała na umięśnionym torsie chłopaka i odruchowo przygryzła dolną wargę. Szybko jednak odwróciła spojrzenie w stronę okna. Miała słabość do umięśnionych facetów i to ją gubiło. Piotrek uśmiechnął się pod nosem, po czym usiadł przy stoliku pod oknem. Usłyszała pstrykniecie, które wydało czajnik. Szybko wsypała czarny proszek do kubków. Nalała do każdego wrzątek, po czym do naczynia współlokatora wsypała dwie łyżeczki cukru. Zapadło jej w pamięci widok naprzeciwko niej siedzącego Piotra, który wsypywał dwie czubate łyżeczki cukru do swojej kawy. Postawiła oba kubki na stoliku i zajęła miejsce naprzeciwko blondyna. Krępowało ją to, że nie miał koszulki, jednak nic nie mówiła, nie chciała wyjść na jakąś gburowatą. Dotarło do niej w końcu, że nic nie wie o swoim koledze. Wie tylko tyle, że ma na imię Piotr i nic więcej. Nie miała najmniejszej chęci na poznawanie kogokolwiek, ale sama nie wiedziała czemu, ale ten chłopak miał coś w sobie. Coś takiego, że Aureli musiała czegoś się dowiedzieć. Chociażby czym się zajmuje.
     - Wiesz nic o Tobie nie wiem. Może masz ochotę coś o sobie opowiedzieć? - zapytała niepewnie, przerywając idealną cisze. Chłopak uśmiechnął się szeroko i poprawił się na krzesełku.
     - A mam ochotę. - odpowiedział energicznie - Jestem spokojnym i przystojnym facetem. Uwielbiam gry komputerowe i wszystko z tym związane. Czas wolny poświęcam na oglądanie różnych filmów. Nie lubię chińskiego jedzenia i sprzątać. - powiedział i położył łokcie na blat stołu, kładąc brodę na dłoniach. Spojrzał na nią i czekał na jej odpowiedź. Myślał, że teraz ona zachce powiedzieć coś o sobie. W końcu to ona zaczęła ten temat. - Teraz ty. - blondyn oparł się wygodnie, pokazując cały tors jednocześnie wprawiając w jeszcze większe zakłopotanie u dziewczyny. Wbiła wzrok w swój kubek i lekko zarumienione policzki przykryła kosmykami włosów.
     - Nie lubię mówić o sobie. - powiedziała cicho - Nie umiem... - dodała po chwili. Chłopak westchnął i wziął łyk kawy.
     - To chociaż powiedz mi co robisz. Jaki masz zawód. - uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Szatynka podniosła wzrok na Piotra, ale zaraz z powrotem przeniosła się go na kubek z kawą. Ponownie czuła jak poliki coraz bardziej ją pieką. Siatkarz miał z tego niezły ubaw i satysfakcję.
     - Z zawodu jestem psychologiem, a aktualnie nie mam pracy. - uśmiechnęła się niepewnie. Upiła malutki łyk parującej cieczy. Nie miała już więcej do gadania. Nie lubiła o sobie rozmawiać, nie wiedziała co ma mówić, bo uważała, że sama dokładnie nie wie jaka jest. Tylko Amelia zna ją całą. Tą wesołą i zwariowana, tą smutną i kapryśną. Siedzieli tak w milczeniu parę minut. Od czasu do czasu było słychać siorbanie blondyna.
     - Jesteś strasznie skryta. - stwierdził, gdy już widocznie ciążyła mu ta cisza. Wiedziała, że to powie i nie dziwi mu się. Wszystko się zmieniło. Jej całe dotychczasowe życie.
     - Widocznie życie nauczyło mnie nie otwierać się na ludzi. - westchnęła. Chciała pogadać, chciała coś zmienić w swoim życiu. Ponownie ufać ludziom. Potrzebowała się wygadać, ale nie najlepszej przyjaciółce. Komuś nowemu, ale nie mogła się przemóc. Coś ją blokowało i sama do końca nie wie co.
     - Rozumiem, że potrzebujesz czasu. - uśmiechnął się ponownie w jej stronę - Możesz na mnie liczyć. Chętnie Cię wysłucham. - spojrzała w jego stronę, ale nie na jego wyrzeźbiony brzuch tylko w oczy, bo niby oczy są odzwierciedleniem duszy. Chciała coś w nich zobaczyć. Coś po pomogło by jej się przełamać. Niestety teraz tego nie widziała. Może za krótko się znają? Bo przecież praktycznie tylko trzy dni.
     - Będę pamiętać. - wysiliła się na uśmiech. Dopiła swoją kawę i spojrzała na zegarek. Wskazówki dokładnie pokazywały szósta pięćdziesiąt dwie. Wstała i zaczęła myć brudne naczynie. Czuła na sobie spojrzenie chłopaka. Krępowało ją to, ale nie miała odwagi cokolwiek powiedzieć. Jak najszybciej mogła przebyła drogę z kuchni do pokoju, po czym wyjęła z szafy wczoraj przygotowany strój i założyła go na siebie. Chwyciła kosmetyczkę i skierowała się do łazienki.

      Kompletnie nic o niej nie wiedział. Intrygowała go. Jest strasznie do niego podobna. Skryta i nieśmiała. Już wtedy na stacji nie mógł pozwolić, aby mu uciekła. Wskazał Rzeszów nieprzypadkowo, wiedział, że gdy tylko pojawi się w jego mieście to będzie kwestia czasu ponownego spotkania. Nie mylił się, a w dodatku mieszka z nim. Chce jej pomóc i obiecał już sobie, że cokolwiek stało się w jej życiu on to pomoże naprawić. Dokończył już zimną kawę i odstawił kubek do zlewu. Przelotnie spojrzał na zegarek, który wskazywał dokładnie siódmą i westchnął cicho. Za około dwie godziny czeka go trening. Wyjął z lodówki wytłaczankę jajek. Każde rozbił o patelkę i wymodził z nich przepyszną jajecznicę. Nałożył na dwa talerze i postawił je na stole. Zrobił jeszcze herbaty i miał już iść po swoją nową współlokatorkę, ale usłyszał cichy chichot za pleców.
     - Co Cię tak rozśmieszyło? - obrócił się w stronę wejścia do kuchni. Zaplótł ręce na piersi i podniósł jedną brew z uśmiechem.
     - Fajny fartuszek. - wskazała palcem jego klatkę piersiową i usiadła do stołu.
     - Smacznego. - usiadł naprzeciwko niej i puścił jej oczko. Chciał jakoś nawiązać rozmowę, ale nie wiedział jak. Nie wiedział co ma powiedzieć, aby nie poczuła się niekomfortowo w jego towarzystwie. Nie chciał palnąć czegoś głupiego, bo mogła by go wziąć za jakiegoś frajera. Co rusz widział jej ukradkowe spojrzenia. Uśmiechał się, gdy tylko ich wzrok się spotykał. Kiedyś śniadanie musiało się skończyć. Brunetka odłożyła talerze do zlewu i odwróciła się w jego stronę.
     - Za godzinę mam rozmowę w sprawię pracy. - powiedziała nieśmiało. Spojrzał na nią z uśmiechem.
     - Trzymam kciuki. - powiedział przyjaźnie - Jeśli mogę wiedzieć jaka to praca?
     - Nie chcę zapeszać. - skrzywiła się lekko - Obiecuje, że jak tylko zakończę rozmowę zadzwonię i wszystko Ci opowiem. - pokazała mu rządek białych zębów. Nie wiedział skąd taka nagła zmiana. Spojrzał na nią niepewnie i przekrzywił głowę. Próbował ją rozgryźć. Raz jest skryta i chicha, a raz sama nawiązuje kontakt i w dodatku z takim humorem. - Pewnie zastanawiasz się czemu taka nagła zmiana u mnie? - usłyszał jej cichy głos. Wzrok miała utkwiony gdzieś za oknem. Pokręcił twierdząco głową i czekał na dalszą wypowiedź dziewczyny. - Może kiedyś Ci wszystko opowiem, ale najpierw muszę to wszystko sobie poukładać. - powiedziała beznamiętnie i wyszła z kuchni. Była dla niego jedną wielką zagadką. Wstał i pokierował się do sypialni. Spakował torbę treningową i postawił ją koło wyjścia. Miał jeszcze wstąpić po przyjaciela, a wiedział, że ten jest ślimakiem i jeszcze nawet nie wstał. Krzyknął Aurelii, że wychodzi i zszedł po schodach na sam dół.
      Wystukał dobrze znany mu kod i pociągnął metalowe drzwi. W ciągu kilku sekund pokonał schody i stał pod dębowymi drzwiami kolegi. Walnął kilka razy pięścią. Poczekał chwile, a gdy nikt nie otwierał powtórzył czynność kilka razy. Dobrze przeczuwał, że jego kolega śpi. Wyjął swojego smartfona z kieszeni dresów i wykręcił numer przyjaciela.
     - Tak? - usłyszał zaspany głos. Prychnął zirytowany.
     - Łaskawie otwórz drzwi. - powiedział i rozłączył się. Nie był zły, przyzwyczaił się do tego. W końcu już parę lat się znają. Usłyszał czyjeś ociężałe kroki, a zaraz po tym szczęk zamka i drzwi pomalutku się otwierały. - Witam śpiącego królewicza. - zaśmiał się i beż zaproszenia wszedł do środka. Torbę rzucił gdzieś na podłodze w przedpokoju, a sam walnął się na kanapę w salonie.
     - Co tak wcześnie? - w jego ślady poszedł szatyn i usiadł obok Piotra.
     - Wiedziałem, że zaśpisz. - powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz. Chociaż była tą oczywistą.
     - Jak zaśpisz? Jak zaśpisz? - oburzył się - Ustawiłem sobie nawet budzik!
     - Na którą? - blondyn miał niezły ubaw i satysfakcję
     - Na ósmą! - pisnął i chwycił telefon w ręce. Nowakowski zaśmiał się pod nosem widząc minę przyjaciela. - To niemożliwe! - spojrzał zdziwiony na blondyna. Piotr zaśmiał się jeszcze głośniej.
     - Dobra Siurak idź się ubierać. - rzucił go jakąś koszulką, która leżała na podłodze - Ja pójdę zrobić Ci śniadanie. - wstał i udał się do kuchni.
     - Jaki Siurak! - krzyknął ze śmiechem i cisnął poduszką w Nowakowskiego - Jeszcze Cię dopadnę! - do uszu Piotra dotarł przytłumiony krzyk Bartka, gdy potknął się o jego torbę. Pokręcił głową ze śmiechem i po raz drugi tego dnia wziął się za robienie jajecznicy. Nie poradził nic na to, że na więcej jego umiejętności kulinarne nie pozwalały. Bądź co bądź jajecznice robił wyśmienitą. Rozbił kilka jajek na patelni, doprawił i wybełtał to wszystko razem. Zaparzył kawę, postawił ją na aneksie kuchennym łączącym kuchnie z salonem, a zaraz obok naczynia z czarnym jak smoła napojem postawił talerz z jajecznicą. Po mieszkaniu rozniósł się zmieszany zapach mocno palonej kawy ze smażonymi jajkami.  Nie minęła chwila, a Bartosz wpadł do salonu, a zaraz potem padł na krzesło i bez żadnego słowa zaczął wcinać przygotowane śniadanie.
     - Co ja bym bez Ciebie zrobił Piotruś. - powiedział zapychając się jajecznicą, co rusz popijając kawą. Nowakowski westchnął tylko i sam wziął łyk soku pomarańczowego. Pośpieszył przyjaciela, po czym skierował się na przedpokój, po torbę. Założył ją na ramię i z zegarkiem w reku tupiąc nogą, krzyczał co chwila w stronę Bartka słowa, które nie nadają się do opublikowania. W końcu, gdy szatyn pozbierał się i w miarę szybko odnalazł klucze do mieszkania, aby je zamknąć,mogli wyjść z bloku. Udali się do auta i ruszyli w stronę hali Podpromię, by wylać hektolitry potu na boisko, tylko po to, aby zwiększyć swoje umiejętności związane z niebiesko - żółtą piłką i kawałkiem siatki.

      Aurelia siedziała zestresowana na plastikowym, niewygodnym krzesełku i czekała na wywołanie jej nazwiska. Czuła się co najmniej jak przed jakimś wielkim egzaminem. Myślała, że wszystkie takie sytuacje miała przed sobą, a tu taka niespodzianka. Rozmowa o pracę stresowała ją jeszcze bardziej niż czekanie na wyniki matury. Żołądek kurczył się z minuty na minute, a dłonie drżały niewyobrażalnie. Chciała mieć tą pracę. Pragnęła jej, bo robiłaby w swoim zawodzie, sprawiałoby to jej radość. No, bo chyba każdy wolał robić to co mu się podoba, niż siedzieć osiem godzin w pracy, której nienawidzi i wychodzić z niej zmęczony i zły, jak osa.
     - Pani Waszkiewicz? - usłyszała nad sobą cieniutki głosik damski. Uniosła głowę, a przed jej oczyma ukazała się jej niska postać. Blond włosy, na których czubku było widać odrosty. Cieniutkie brwi, usta pomalowane różowym błyszczykiem, który raził w oczy. Na pierwszy rzut oka wyglądała na typową tapeciarę. Jednak, gdy Aurelia potwierdziła swoją osobę, jej nastawienie się zmieniło. W drodze do gabinetu prezesa wdała się w rozmowę z blondynką, która pocieszała ją i mówiła o prezesie w samych superlatywach. Utrzymała szatynkę w przekonaniu, że dostanie tą pracę, bo przeglądała jej papiery, a nawet sama zaproponowała prezesowi jej kandydaturę. Pod drzwiami gabinetu życzyła jej powodzenia i niemalże wepchnęła ją do środka. Zmieszana Aurelia, uśmiechnęła się niepewnie i przywitała się grzecznie. Jak się okazało prezes był nadzwyczaj radosnym człowiekiem i powitał szatynkę tak samo jak jego przełożona. Poprosił ją o zajęcie miejsca i zaczął tłumaczyć Aurelii na czym polegała jej praca. Dziewczyna lekko się rozluźniła, a całe spięcie zniknęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Potakiwała, czasami nawet zabierała głos, ale jednak pozwoliła wygadać się mężczyźnie. Gdy w końcu zapytał się, czy wszystko jest zrozumiałe i uzgodnione, podsunął pod nos kartkę z długopisem. Aurelia ze zrozumieniem zaczęła ją czytać, a gdy wszystko się zgadzało zamaszystym ruchem ręki podpisała dokument.
     - No to witamy w drużynie! - uścisnął drobną dłoń szatynki. Dziewczyna odwzajemniła uścisk i posłała swojemu pracodawcy szczery uśmiech. - To może przedstawie Cie reszcie zespołu. - zaproponował, gdy mieli się żegnać.
     - Nie ma sprawy. - delikatnie podniosła kąciki ust do góry - Mogłaby jeszcze zadzwonić w pewne miejsce? - zapytała niepewnie. Mężczyzna przytaknął ruchem głowy i oddalił się kawałek, aby dać w spokoju szatynce poprowadzić rozmowę telefoniczną. Uradowana Aurelia chwyciła komórkę w dłoń i szybko wykręciła numer do współlokatora. Obiecała, ze jak tylko zakończy rozmowę o prace zadzwoni do niego i poinformuję o wszystkim. Z szerokim uśmiechem czekała na odebranie połączenia. W końcu wszystko układało się po jej myśli! zaczynała swoje nowe życie, bez falstartu, bez żadnych niedociągnięć. Może i dojdzie do tego, że będzie szczęśliwa? Na twarzy pojawił się grymas, gdy słyszała sekretarkę, która prosiła o zastawienie wiadomości. Zakończyła połączenie i schowała telefon do kieszeni. Westchnęła cicho i podeszłą do swojego szefa, po czym razem z nim udała się w nieznanym jej kierunku. Już z daleka było słychać pisk butów i huk piłek, które odbijały się z niemałą prędkością od podłoża. Gdy drzwi się otworzyły wszystko ucichło. Aurelia przełknęła głośno ślinę i ruszyła w głąb sali. Wszystkie twarze były skierowane w jej stronę, spojrzenia świdrowały ją na wylot, a ona czuła jak jej poliki zalewają się obfitą czerwienią. Stanęła obok swojego szefa i wpatrywała się w czubki swoich butów. Dopiero głośny krzyk zmusił ją do podniesienia wzroku.
     - Elka?! - Piotrek przepchał się przez grupkę chłopaków i podszedł do dziewczyny. Spojrzał na nią niezmiernie zdziwiony, ale zaraz potem przeniósł wzrok na prezesa. Szatynka tez nie kryła zdziwienia. Czy ona naprawdę miała takiego pecha? Nawet w pracy nie odpędzi się od swojego współlokatora?
     - O to wy się znacie? - zszokowany starszy mężczyzna przerwał rozmowę z trenerem.
     - Od niedawna. - odpowiedział mu i podrapał się po karku.
     - To w sumie nawet i dobrze. - zaśmiał się - Słuchajcie chłopcy! - krzyknął, aby zwrócić na siebie uwagę i przerwać ciche szepty pomiędzy siatkarzami - To jest Aurelia Waszkiewicz, wasza nowa Pani psycholog. Z każdym najmniejszym problemem zwracajcie się do niej. Jest od tego, żebyście mieli się komu wygadać po przegranym meczu. Ostrzegam, nie jest od wyładowania na niej emocji tylko od rozmowy i wsparcia duchowego! - podniósł palec wskazujący i pokiwał nim na boki - Już od jutra możecie wylewać swoje bóle i rozpacze do tej oto osoby. Zostawiam was samych, poznajcie się. - powiedział na odchodne i machnął ręka do trenera i wyszli z sali. Aurelia stała tak jak słup soli, nie wiedząc co powiedzieć, a spojrzenia poszczególnych zawodników jej w tym nie pomagały. Nerwowo założyła kosmyk włosów za ucho i zrobiła krok w przód. Spojrzała znacząco na Piotra, a ten zaraz się ożywił i zwrócił się do kolegów.
     - Wiecie wypadałoby się przedstawić. - odchrząknął.
     - A koleżanka nas nie zna? - usłyszała zdziwiony głos i już po tym stwierdziła, że tego siatkarza nie polubi za szybko. Wyszukała wzrokiem właściciela głosu, ukazał jej się dobrze zbudowany, wysoki i obstrzyżony na krótko mężczyzna. Stał oparty prawym ramieniem o słupek i wpatrywał się w dziewczynę jak hiena na mięso. Szatynka przełknęła głośno ślinę i odchrząknęła cicho.
     - Nie znam was. Nie interesuję się sportem. Może któregoś z was kiedyś widziałam w wiadomościach, ale żaden nie zapadł mi w pamięci. - przyznała nieśmiało. Nie minęła chwila, a koło niej stanął niewiele wyższy od niej mężczyzna i wyciągnął do niej ręke.
     - Krzysztof Ignaczak. - uścisnął jej dłoń - Przepraszam za Bartka, czasami za bardzo gwiazdorzy, ale da się go lubić. - uśmiechnął się przyjacielsko.
     - Nie szkodzi. - odwzajemniła gest i wzięłam głęboki wdech. Zaraz po tym reszta siatkarzy poszła w ślady kolegi z drużyny. Aurelia nie mogła ukryć uśmiechu, gdy zagraniczni zawodnicy próbowali wymówić jej imię. Nawet Ci, którzy mają już niezły staż w języku polskim przekręcali imię na wszystkie możliwe sposoby. Wtedy w jej głowie pojawiła się myśl, że nie będzie tu, aż tak źle jak myślała na początku. Możliwe, że nawet dogada się z którymś z nich. Nie mowa tu o przyjaźni, bo tak jak było mówione na początku, Aurelia nie szuka przyjaźni. Wystarczy jej Amelia i tego się trzyma.
     - Bartosz Kurek. - przed szatynką wyrósł szatyn i wyciągnął do niej rękę. Niepewnie ją uścisnęła. Coś jej świtało, gdy usłyszała jego nazwisko. Musiała je już gdzieś słyszeć. Te nazwisko było jej najbardziej znane z wszystkich, które do tej pory usłyszała.
     - Dobra chłopaki na dzisiaj to już wszystko! - w drzwiach stanął ich trener - Jutro widzimy się o tej samej porze! - krzyknął, a w śród chłopaków podniósł się cichy szmer.
     - To znaczy, że popołudniowego treningu nie mamy? - zawołał jeden z nich. Aurelia postanowiła ulotnić się bez zwracania na siebie uwagi, co jej się udało, bo po kilku krokach stała na korytarzu. Wzięła głęboki oddech i pewnym krokiem wyszła z hali. Odnalazła swój samochód, popatrzyła na niego z uśmiechem na twarzy. Pamięta jak pojechała po niego do salonu, marzyła o nowiutkim samochodzie. Pięknym i z przytupem. Zwracała uwagę na wygląd jak i na moc silnika. W salonie dziwili się, że kobieta może mieć takie pojęcie o motoryzacji, otóż Aurelia lubiła czasem pogrzebać w autach. Tak, więc nie pozwoliła sobie na wepchanie sobie byle jakiego gówna. I tak oto kupiła sobie Audi A5. Była piratem drogowym i jakby urządzić jakiś konkurs na największą ilość mandatów z pewnością by wygrała. Nie raz straciła przez tą słabość prawo jazdy. Uwielbiała szybką jadzę, to różniło ją od wielu dziewczyn. Sama nie raz wyzywała, na niektóre blond cizie za kółkiem. Wręcz dostawała białej gorączki, gdy widziała jak na światłach zamiast patrzeć przed siebie i pilnować zielonego światła to malowała sobie brwi podobne do plemników. Usłyszała za sobą gwizdy, a gdy się obróciła jej oczom ukazała się grupka siatkarzy.
     - Jak myślicie, czyje to cudeńko? - odezwał się Ignaczak i podszedł do samochodu. Delikatnie przejechał ręką po karoserii, jakby bał się, że uszkodzi. Gdy zapytał nawet nie wiedział, że wywoła u kolegów taką wielka dyskusję. Aurelia przysłuchiwała się w ciszy tej małej sprzeczce, co chwila śmiejąc się pod nosem z ich wywodów.
     - Kiedy postanowisz ich uświadomić, że te auto należy do kobiety? - usłyszała obok siebie. podskoczyła przerażona i szybko obróciła się w stronę Piotra.
     - Ty chyba lubisz mnie straszyć, co? - zaśmiała się cicho - W sumie fajnie tak przeć jak stado wielkoludów przekrzykuję siebie nawzajem. - poszperała w torebce, aby wyciągnąć kluczyki - Ale robię się głodna, więc chyba wystarczy tego dobrego. - wcisnęła guziczek na malutkim pilociku. Samochód zapiszczał dwa razy, mrugając światłami na pomarańczowo. Siatkarze, jak na zawołanie ucichli i rozglądali się w około w poszukiwaniu właściciela auta. Jakie były ich miny, gdy ujrzeli Aurelie trzymającą kluczyki.
     - To-to twoje auto? - wybełkotał zdziwiony Krzysztof. Szatynka zaśmiała się pod nosem.
     - A no moje. - wzruszyła ramionami - Piotrek jedziesz? - zwróciła się do Nowakowskiego - Widziałam twoje auto pod blokiem, więc jak chcesz mogę Cię podwieźć. - powiedziała niepewnie kręcąc na palcu kluczyki.
     - Jeszcze się pytasz! - pisnął zachwycony - Siurak wracam z Elką! - krzyknął jeszcze do swojego przyjaciela i wsiadł od strony pasażera. Aurelia uśmiechnęła się pod nosem, po czym zasiadła za kierownicą. Zatrąbiła kilka razy, aby siatkarze zeszli jej z drogi cofania. Jak poparzeni odskoczyli na bok. Szatynka szybko i zwinnie wycofała, co jeszcze bardziej spotęgowało zaskoczenie u chłopaków, a nawet u samego Piotra. Przycisnęła guziczek, a szyba z jej strony zaczęła opadać.
     - Do zobaczenia jutro. - puściła oczko i z piskiem opon wyjechała z parkingu hali Podpromię. Rozpoczęła nowy etap z przytupem! Koniec ze starą Aurelią, czas na zmiany.

~*~

Kolejny rozdział dla waszej dyspozycji.
Mnie jakoś szczególnie nie porywa, ale cóż.
Na razie nudno, jak na początki przystało.
Kiedyś może się to rozwinie...
Pozdrawiam!
I'm dead.

piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział I - Każdy ko­niec ok­reśla no­wy początek, ale nie każdy początek zaczy­na coś dobrego.

      Zatrzymała się na jednej ze stacji paliw. Zamówiła sobie duża kawę i usiadła na zewnątrz przy jednym ze stolików. Wyjęła z torebki mapę administracyjną Polski, którą również zakupiła na stacji. Rozłożyła ją na stoliku i zaczęła szukać ciekawej nazwy miasta lub miasteczka. Kompletnie nic nie wpadło jej w oko. Westchnęła cicho i zamknęła oczy, po czym sunęła palcem po wielkiej mapie. Zatrzymała się w pewnym momencie i podniosła powieki. Spojrzała tam gdzie wskazywał jej palec. Poznań. - przeczytała cicho. Co tam może być ciekawego? - spytała w myślach i po raz drugi spróbowała wylosować jakieś miasto na chybił trafił. Tym razem palec wskazał jej jakąś wieś. Zrezygnowała z tego miejsca i szukała dalej. Gdy po raz kolejny trafiła na beznadziejną nazwę, usłyszała chrząknięcie. Podniosła do góry głowę i zobaczyła przed sobą czyjąś klatkę piersiowa. Zmarszczyła brwi i jeszcze wyżej zadarła głowę, a przed jej oczyma ukazała się uśmiechnięta twarz blondyna.
     - Może w czymś pomogę? - zapytał i również pochylił się nad mapą.
     - Poszukuje jakiegoś fajnego miasta lub miasteczka. - rozłożyła ręce i westchnęła - Jak na razie nic mi nie przypadło do gustu. - powiedziała i wzięła spory łyk kawy - Może miałby pan jakieś propozycję? - spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
     - Piotrek jestem, ale możesz do mnie mówić Pit, Piter jak wolisz. - z uśmiechem wyciągnął do sztynki rękę.
     - Aurelia. Możesz mi mówić Elka. Zdaję sobie sprawę, że jest trudne do wymówienia. - lekko podniosła kąciki ust do góry i uścisnęła rękę blondyna. - Więc masz jakieś propozycje?
     - Piękne imię. Pierwszy raz je słyszę. - uśmiech nie schodził mu z twarzy - Proponuję Łódź. - pokazał palcem na mapie. Szatynka skrzywiła się trochę, bo kilka razy wylosowała tą nazwę i jakoś jej nie przypadło do gustu. - Nie podoba się? - zapytał, gdy zobaczył nie zadowoloną minę dziewczyny.
     - Trochę. - przyznała - Już nie raz na nie trafiłam. Nie przekonuje mnie jakoś. - podniosła jeden kacik ust do góry i z powrotem spojrzała na mapę. Piotr zrobił to samo, pomruczał coś pod nosem i ponownie wskazał jakieś miasto. Aurelia spojrzała szybko i wzdrygnęła. Tego miejsca nawet nie brała po uwagę, bo przecież stamtąd wyruszyła. - To ja wolę tą Łódź. - powiedziała cicho.
     - Czemu? Przed chwilą powiedziałaś, że Cię nie przekonuje. - spojrzał na nią ze zdziwieniem. Wzięła głęboki oddech i usiadła na drewnianym krześle.
     - Stamtąd wyjechałam. - powiedziała na jednym tchu. - Dobra zróbmy tak, że teraz jakie miasto wybierzesz tam się wybieram. - powiedziała zmęczona tym wszystkim i powierzyła Piotrowi zadanie. Sama nie wie czemu to zrobiła. Kompletnie nie znała tego mężczyzny, ale i tak nie miało to żadnego znaczenia. Blondyn uśmiechnął się cwaniacko i bez wahania, ani szukania położył palec na mapie.
     - Rzeszów? - podniosła jedną brew do góry - Czemu akurat tam?
     - Piękne miasto, ludzie bardzo sympatyczni. - cwaniacki uśmieszek nie schodził mu z twarzy - Mogę Ci przysiąc, że nie będziesz się nudzić. - zaśmiał się cicho i usiadł wygodnie na krześle obok Aurelii.
     - Jak tak mówisz. - powiedziała i zaczęła składać mapę, po czym z powrotem włożyła ją do torebki. - Dziękuję za pomoc. Na razie. - pożegnała się i miała zamiar iść do samochodu.
     - Ej! Gdzie idziesz?! - zawołał i wstał za nią.
     - Do Rzeszowa. - powiedziała bez zastanowienia. Zdała sobie sprawę co powiedziała, gdy zobaczyła zdziwioną minę Piotra. - Znaczy do samochodu i potem jadę do Rzeszowa. - poprawiła się. Chłopak uśmiechnął się ponownie. Dziewczynę irytowały powoli te uśmiechy. Nie lubiła kiedy sama nie mogła odwzajemnić tego gestu. - Cały czas musisz się tak uśmiechać? - zadała pytanie, co po raz kolejny zdziwiło blondyna. Westchnęła tylko i dalej kierowała się w stronę samochodu. Piotrek chwycił ją za nadgarstek i obrócił twarzą do siebie. Prześwidrował ją wzrokiem.
     - A ty czemu nie chcesz uśmiechnąć się choć raz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Podniósł jedną brew do góry, wyczekując odpowiedzi. Szatynka przewróciła oczyma i jak najprędzej chciała znaleźć się w samochodzie.
     - Najwyraźniej nie mam powodu. - wyrwała rękę z uścisku chłopaka i szybko wsiadła do auta, po czym odjechała w stronę Rzeszowa.

***

      Miała już dość tego płaczu, swojego zachowania. Jednymi słowami miała dość siebie samej. Nie mogła patrzeć w lustro, widziała tam dziewczynę zupełnie inną niż kilka miesięcy temu. Podkrążone i czerwone od płaczu oczy, blade policzki i co najważniejsze brak pięknego uśmiechu. Wiedziała, że długo już tak nie podoła. Tydzień temu postanowiła przecież, że zaczyna od nowa, po to tu przyjechała. Nie po to, żeby dalej użalać się nad sobą i ryczeć w poduszkę! Usiadła na hotelowym łóżku z laptopem na kolanach. Postanowiła szukać jakiegoś taniego i małego mieszkanka. Nic innego jej nie zostało, bo w sprawie pracy złożyła już kilka CV i po cichu marzyła, aby jak najszybciej ją gdzieś przyjęli. Chociaż tyle zdołała zrobić. Przeglądała już trzecią stronę, ale żadne nie przykuło jej uwagi, a to było za drogie, a to za brzydkie. Zdesperowana zaczęła szukać nawet pokoju do wynajęcia. Chciała jak najszybciej wprowadzić się do jakiegoś miejsca byle by nie mieszkać w hotelu. Przeglądała różne oferty i w końcu natrafiła na ta odpowiednią. Bez chwili zastanowienia chwyciła telefon i wystukała dziewięć cyfr, po czym wcisnęła zieloną słuchawkę. Za trzecim sygnałem usłyszała męski głos. 
     - Tak słucham?
     - Witam. Z tej strony Waszkiewicz Aurelia. Dzwonię w sprawię wynajęcia pokoju. - powiedziała szybko i na temat, gdyż zależało jej na czasie - Jeśli sprawa nadal jest aktualna to chciałabym przyjechać i zobaczyć mieszkanie, a zwłaszcza pokój.
     - Witam. Tak, nadal jest aktualna. Kiedy zechciałaby Pani obejrzeć? - szatynka miała uczucie, że mężczyzna brzmiał znajomo. Może jej się tylko tak wydaję? Pokręciła jednak głową, aby odgonić te myśli.
     - Jak najszybciej zależy mi na czasie. - powiedziała przyglądając się swoim paznokciom. 
     - To może jutro o 15? - usłyszała po chwili. Zgodziła się i grzecznie pożegnała się, po czym zakończyła połączenie. 

***

      Stała tak przeskakując z nogi na nogę. Lekko poddenerwowana spojrzała na wyświetlacz smartfona i przeklinała w duchu właściciela mieszkania. Było już dwadzieścia po piętnastej, a go nadal nie było. Już chciała dzwonić do niego i opieprzyć, ale zauważyła jak kieruje się w jej stronę wysoki blondyn z torbą treningową. Jakie było jej zdziwienie, gdy stanął przed nią poznany tydzień temu Piotr. 
     - Cześć. - przywitał się - Nie sądziłem, że kiedyś się jeszcze spotkamy. - uśmiechnął się w stronę dziewczyny. Ta jednak szybko złączyła wątki do kupy i już wiedziała po co zaproponował jej właśnie Rzeszów.
     - Cześć. - odpowiedziała - Już teraz wiem czemu poleciłeś mi Rzeszów. - uśmiechnęła się lekko. Był to jej pierwszy uśmiech od dłuższego czasu. Nie przeszedł on uwadze Piotrkowi. 
     - A jednak potrafisz się uśmiechać. - zaśmiał się, a dziewczyna wywróciła oczami - Swoją drogą czemu tu tak stoisz? - zapytał.
     - Umówiłam się na oglądanie pokoju, ale chyba właściciel mnie wystawił. - spojrzała na zegarek w telefonie. Chłopak przybił sobie otwartą ręką w czoło i spojrzał na Aurelię. 
     - Przepraszam Cię. - spojrzała na niego - To ze mną się umówiłaś. - podrapał się po głowie ze skrzywioną miną. Nie dowierzała w to co usłyszała. Czy naprawdę miała takiego pecha? 
     - Dobra już prowadź do mieszkania. - powiedziała zrezygnowana, nie chcąc słuchać wytłumaczeń blondyna. Weszli na pierwsze piętro i stanęli przed drzwiami z numerem sześć. Piotr otworzył drzwi i jak na dżentelmena przystało przepuścił Aurelię w progu. 
     - Napijesz się czegoś? - zapytał
     - Przejdźmy do konkretów. - powiedziała szybko. Blondyn zmarszczył brwi i zaczął oprowadzać szatynkę po mieszkaniu. Najpierw pokazał jej najważniejsze pomieszczeni, a mianowicie pokój. Otworzył drzwi do sypialni i wpuścił dziewczynę do środka. Przed oczami pokazało jej się pomieszczenie takie jak na zdjęciu, tylko w rzeczywistości było większe. Dominującym kolorem był fioletowy. Na środku przy ścianie znajdowało się duże łóżko, a obok niego mała szafka nocna. Po prawej było biurko i jakieś półki, a po przeciwnej stronie stała wielka szafa. Przynajmniej zmieszczę wszystkie ubrania. pomyślała. Na podłodze leżał puchaty dywan w kolorze wrzosu. Aurelia mimo, iż widziała pokój na zdjęciu to i tak zaparło jej dech w piersiach. obróciła się w stronę Piotra. 
     - Biorę! - krzyknęła zachwycona. Mężczyzna zaśmiał się cicho.
     - Nie chcesz zobaczyć kuchni ani reszty mieszkania? - podniósł lewą brew - Też będziesz z tego używała. 
     - Wiem, ale pokój już mnie zachwycił! - powiedziała z uśmiechem. 
     - No patrz po raz drugi się uśmiechnęłaś! - spostrzegł i puścił do niej oczko. Aurelia wywróciła kolejny raz oczami i poszła za Piotrkiem. Stanęli na środku przedpokoju. 
     - Tam jest mój pokój. - wskazał na drzwi, które znajdowały się naprzeciwko pokoju szatynki. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. 
     - To ja z Tobą będę mieszkać? - zmarszczyła czoło i założyła ręce na piersi. Blondyn pokiwał twierdząco głową z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem. - To ja jednak może się rozmyśle. - zaśmiała się, a chłopak razem z nią. Pierwszy raz od kilkunastu tygodni Waszkiewicz zaśmiała się, co było oznaką, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
     - Tam jest łazienka, tam kuchnia, a zaraz obok salon. - po kolei mówił jej co i jak. Przeszli do kuchni i zaczęli przy kubku kawy rozmawiać o kwocie i innych sprawach papierowych. Spisali umowę i podali sobie ręce, aby w pełni ją zatwierdzić. Piotr wręczył jej kluczę i oficjalnie byli współlokatorami.
     - To kiedy się wprowadzasz? - zapytał zaciekawiony odstawiając brudne szklanki do zlewu. Oparł się o blat i parzył na dziewczynę. 
     - Jeśli mogę to choćby zaraz. Dosyć mam już tego hotelu. - westchnęła i wstała. 
     - Możesz. - uśmiechnął się - Pomóc Ci? 
     - Jak możesz. - lekko się uśmiechnęła. Zaraz potem jechała samochodem chłopaka pod hotel. W głowie miała różne myśli. Nie wierzyła, ze tak szybko znajdzie jakieś miejsce, gdzie będzie mogła zacząć wszystko od początku. Nie dowierzała w to, że tak szybko poznała kogoś z kim można było w miarę porozmawiać. Myślała, że będzie potrzebowała dużo czasu, aby załapać z kimś kontakt, żeby z kimkolwiek pogadać. Nie oszukujmy się Aurelia nie jest łatwo ufna i nie potrafi rozmawiać z ludźmi. Wyjątkiem była Amelia i jak teraz się okazało Piotrek. Chociaż czy to można nazwać rozmową? Po prostu załatwiali formalności. Nic poza tym. Nie chciała się z nikim zaprzyjaźniać, wystarczała jej Amelia. Tylko i wyłącznie! Z przemyśleń wyrwał ją głos Piotra, który oznajmił, że są już na miejscu. Szybko poszła do hotelu spakowała rzeczy tek, które zdążyła wypakować. Blondyn zabrał dwa kartony i zaniósł je do samochodu. Szatynka zaś zabrała walizkę i skierowała się do swojego auta. Umówili się pod blokiem i wyruszyli w drogę, ale już osobnymi samochodami. Jako pierwsza dotarła Aurelia i zaczęła nosić kartony i walizki. Po kilku minutach dołączył do niej blondyn i pomógł jej w czynności. 
     - Skąd masz tyle tego? Przecież miałaś tylko dwa kartony. - spytał, gdy wniósł ostatnią walizkę. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, ale nie odpowiedziała mu tylko z rzeczami schowała się w pokoju, aby mieć już za sobą rozpakowanie. Jak zniknęła, tak nie pojawiała się do wieczora. Wyszła tylko po to, aby wziąć prysznic i zjeść kolacje. 

~*~

Nie wiem czy to się w ogóle nadaje. 
Nie wiem czy ja się nadaję. 
Mam nadzieję, że jednak podołam zadaniu, jaki jest I rozdział.
Macie oceniajcie! Komentujcie! Czytajcie!  

sobota, 26 grudnia 2015

Prolog. - Mówisz mi, że zaczy­nasz no­wy roz­dział w życiu, a ja ciągle widzę, że do­pisu­jesz no­we wer­sy do starego.

Na pewno każdy z Was kiedyś się zauroczył. Nie wierze w to, że ktoś nie doznał tego uczucia. Z miłością jest zupełnie inaczej. Zakochać można się tylko wtedy, gdy... No właśnie kiedy? Miłość przychodzi niespodziewanie i ucieka tak szybko jak przyszła. Często mylona jest z zauroczeniem, myślimy, że ją dotknęliśmy. Tak naprawdę to było tylko bliskie spotkanie z nią, a gdy chcieliśmy jej dotknąć ona uciekała, bawiąc się z nami w berka. Nie raz każdy z Was myślał, że to ta jedyna osoba, z którą przejdziemy przez te niesprawiedliwe życie, wszystko jednak okazuje się być jak głupi żart. Nieśmieszny żart co zostawia blizny na sercu powodując fale smutnych i bolących wspomnień. Komuś może i się poszczęściło i dotknął miłość, ale zapewne ona mu odda, tak jak w zabawie w berka. Każdy by chciał , żeby to miłość go goniła. Uwierzcie mi to nie jest takie miłe, bo gdy Cię dogoni przyprawia o jeszcze większy ból. Zatem po co ona jest skoro zostawia tylko ból i łzy? A może wcale jej nie ma? Może jest tylko przywiązanie?

***

      Spakowała już wszystkie możliwe rzeczy i wycieńczona opadła na kanapę w salonie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, z którym wiązała dużo wspomnień, tych radosnych i tych smutnych. Do oczu napływały kolejne łzy, a przecież obiecała, że nie będzie po raz kolejny płakać. Pociągnęła nosem i wytarła łzy, które bez żadnych skrupułów leciały po polikach. Postanowiła, że jeszcze dzisiaj stąd wyjedzie gdzieś, gdzie jej nikt nie zna. Gdzie będzie mogła zacząć od nowa, od czystej i białej kartki. Wstała z kanapy i chwyciła telefon do ręki. 
     - Mela? Zaczynam od początku. - wyszeptała, gdy usłyszała damski głos - Przyjedź do mnie. - zakończyła połączenie nie czekając na odpowiedź. Po raz kolejny tego dnia rozejrzała się po mieszkaniu. Osunęła się po ścianie i chowała twarz w dłonie. Rozpłakała się, to było od niej silniejsze. Nie mogła powstrzymać łez i emocji, które i tak długo już w sobie trzymała. Już nie dawała rady. Zastanawiała się nawet czy ma sens zaczynać od nowa.
     - Elka? - kucnęła przed nią wysoka blondynka. Aurelia spojrzała na nią wykończona.
     - Nie dam rady. - pociągnęła nosem i wtuliła się w przyjaciółkę.
     - Spokojnie dasz radę. Zaczniesz od początku. Zamkniesz pewien rozdział i zaczniesz odnowa. - powiedziała Amelia głaszcząc dziewczynę po głowię. - Coś się kończy, aby coś mogło się zacząć.- dodała.
     - To mnie zniszczyło Mela. - podniosła się - Nie mam już siły na to wszystko. - wysapała i z całej siły walnęła pięścią w ścianę. Syknęła z bólu i zaczęła masować obolałe miejsce.
     - I teraz będziesz się okaleczać? - blondynka również się podniosła - Zrób to dla mnie, a w szczególności dla siebie. Będzie Ci lepiej zobaczysz. - przytuliła szatynkę do siebie tak mocno, aby pokazać jej, że martwi się o nią. Zaraz po tym obie zaczęły znosić do samochodu szatynki kartony z rzeczami, a następnie walizki z ciuchami. Gdy Amelia wzięła już ostatnią walizkę, Aurelia powoli zamknęła drzwi, po czym przekręciła klucz w zamku. Wyszła z bloku i po raz ostatni spojrzała w stronę mieszkania.
     - Kocham Cię - wyszeptała do ucha przyjaciółki, gdy żegnały się ze sobą.
     - Ja ciebie też. - przytuliła mocniej - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zadzwoń do mnie jak już dojedziesz.
Wsiadła do czarnego audi i odjechała daleko stąd. Spojrzała w lusterko i zobaczyła machającą przyjaciółkę. Uśmiechnęła się lekko i zacisnęła ręce na kierownicy. To było ostatnie spojrzenie wstecz. - powiedziała sama do siebie.

~*~

Witam serdecznie na moim blogu. Historia jak ich dużo...
Mam nadzieję, że ktoś tu jednak zostanie.
Pozdrawiam.
I'm dead.